Blog o życiu w Finlandii, o języku fińskim, ciekawostki, spostrzeżenia, miejsca warte zobaczenia, muzyka i wiele innych. Zapraszam !

piątek, 25 sierpnia 2017

Kurs języka fińskiego z ramienia Urzędu Pracy


 Pomyślałam, że będzie dobrym pomysłem opisać pokrótce kurs języka fińskiego, który odbyłam w ramach integracji z fińskim rynkiem pracy. Dokładniej mówiąc, kiedy zostałam osobą bezrobotną, otrzymałam możliwość uczestniczenia w takim kursie zlecanym przez lokalny Urząd Pracy  (Te-Palvelut), a w moim przypadku organizowanym przez Vanajaveden Opisto (VOPKOTO) w Hameenlinnie  (czyli Instytutu Vanajavesi / Vanajavesi to nazwa jeziora, tak gwoli ścisłości 😉).

Aby trafi na taki kurs, trzeba być zarejestrowanym w Urzędzie Pracy jako osoba bezrobotna, ja akurat odbyłam rozmowę telefoniczną w języku angielskim z urzędniczką, która chyba miała na celu określenie mojej (nie)znajomości fińskiego języka. Następnie zaproszona zostałam na podobny test do Vanajaveden Opisto. Musiałam przeczytać jakieś słowa po fińsku, absolutnie nic skomplikowanego, ot chyba taka formalność. Koniec końców dostałam zaproszenie na kurs z dokładną datą od kiedy do kiedy i jaki poziom.

Tak oto niespełna dwa lata temu znalazłam się w "szkole" i codziennie od poniedziałku do piątku zasiadałam w ławce (co jako nauczyciel bardzo lubię robić od czasu do czasu) gdzie rozpoczęłam swoją przygodę z tym, jak mówią, trudnym językiem. W mojej grupie nie używało się języka angielskiego jako pomocniczego, gdyż i tak nie wszyscy w grupie go znali. Uczyliśmy się zatem od początku do końca wyłącznie fińskiego po fińsku. Dla tych co nie wierzą - DA SIĘ NAUCZYĆ JĘZYKA DOCELOWEGO NIE UŻYWAJĄC INNEGO POMOCNICZEGO! I następuje to moim zdaniem dużo, dużo szybciej, ale jest wymagające i trzeba nauczyć się radzić sobie w różnych sytuacjach, ot np poproszenie nauczyciela o coś, choćby o powtórzenie, wyjaśnienie. Albo napisanie wiadomości, że się nie będzie z jakiegoś powodu obecnym w danym dniu.
W moim przypadku nie było to wszystko tak bardzo skomplikowane. Jakieś podstawy znałam, bo co nieco chwyciłam wcześniej pracując i przebywając z Finami oraz kilka miesięcy chodziłam na taki zwykły popołudniowy kurs. Na jakiś miesiąc początkowej nauki to wystarczyło. Potem skupiałam się na tym co było na lekcjach. Nie miałam czasu powtarzać dodatkowo w domu popołudniami.
Znalazłam się w fajnej, ambitnej grupie wielonarodowościowej oczywiście, ale ku mojej uciesze nie byłam jedyną Polką, co więcej koleżanka, z którą dzieliłam ławkę okazała się super ambitna (to lubię!) i razem doskonale nam się pracowało. Tak Patka, to było o Tobie jeśli to czytasz 😜

Zajęcia zaczynały się o godzinie 9.00 i trwały do 15.00 z przerwami. Cały dzień z tym samym lektorem. Rano było bardziej gramatycznie, praca z książką, słownictwo. Popołudniu czyli po 12.00 miało być bardziej komunikatywnie, więcej mówienia i tego typu zajęć. Od czasu do czasu mieliśmy organizowane jakieś wycieczki kulturoznawcze (różne miejsca w Hameenlinnie, ale także wycieczka do Tampere i dwukrotnie do Helsinek). Były także wydarzenia typu Boże Narodzenie (parę zdjęć poniżej).

W moim przypadku kurs było podzielony na 4 moduły, ostatni czwarty przygotowywał do egzaminu państwowego ze znajomości języka fińskiego (YKI - link do strony). O samym egzaminie napiszę pewnie kiedyś osobno.

Niestety ja jestem  dość krytyczna jeśli chodzi o naukę języków, metody itp itd, dlatego ku mojej frustracji zmagałam się z nie do końca fajnym prowadzeniem tego kursu. Miałam wrażenie, że niekiedy był bardzo chaotyczny, na ogół przez większość dnia czytaliśmy jakieś teksty, zasypywali nas jakąś horrendalną ilością słówek, których nawet taki językowiec jak ja nie mógłby spamiętać, a na koniec ćwiczyliśmy mówienie, bardzo często z grupami o niższym poziomie, gdzie na dodatek nikt nie słuchał naszych wypowiedzi, żeby nie wspomnieć już o ich poprawianiu. Tego chyba najbardziej mi brakowało. Praktycznie w ogóle nasze błędy nie były poprawiane. Nie wiem z czego to wynika, bo pomimo wielu przemyśleń, nie potrafię sobie wyobrazić nie poprawienia błędów moich uczniów.

Naukę zaczęliśmy w oparciu o podręcznik Oma Suomi 1, a na kolejnych modułach przerabialiśmy, chyba dość standardowy tutaj Suomen Mestari 2 i 3 oraz oczywiście zasypywani byliśmy mnóstwem kserówek. Nie mieliśmy żadnych prac domowych (a w sumie szkoda!) ale miewaliśmy zajęcia przybliżające nam fiński rynek pracy, chociaż mnie one bardziej denerwowały niż pomagały, bo na każdym kroku podsuwali nam info, że potrzebne są lahihoitaja czyli pielęgniarki, co w przypadku mojej grupy składającej się przeważnie z osób z zawodem i po studiach nie bardzo miało chyba sens...

Zdałam YKI całkiem nieźle w listopadzie 2016, ale potem znalazłam się w tak zwanym życiu codziennym. Mogę powiedzieć, że teraz 90% tego co słyszę rozumiem, z mową, jak to z mową bywa, różnie, tym bardziej, że na kursie uczyliśmy się przede wszystkim języka oficjalnego, a w Finlandii istnienie "puhekieli", czyli taki język codzienny, który jest bardzo, bardzo różny od tego oficjalnego.

Oczywiście PRAKTYKA CZYNI MISTRZA więc praktykuję i praktykuję. Ale jak poszłam pracować do gazety i usłyszałam jak ludzie rozmawiają na co dzień po fińsku, w sensie tak normalnie, to zatkało mnie i przez tydzień nie odezwałam się tam słowem. Po powrocie do domu ze zmęczenia, spałam i spałam. Po tygodniu zaczęłam się wczuwać w atmosferę i zaczęłam mówić. Dziś mówię, jednego dnia lepiej, innego gorzej ale wiem, że osiągnęłam dużo i nadal chcę się uczyć tego języka. W każdym razie dwa lata po zaczęciu kursu, który trwał jak pisałam nieco ponad rok, jestem w stanie dogadać się właściwie w każdej sytuacji, w banku, u lekarza, w sklepie itd.

Wracając jeszcze do kursu w Vanajaveden Opisto. Pisałam wcześniej o minusach i swoich frustracjach, ale chyba  powinnam tez dodać, że cały ten ponad roczny kurs i tak bardzo dużo mi dał. Oprócz poznania języka, przebywałam w fantastycznym, wielokulturowym miejscu, poznałam mnóstwo ciekawych ludzi, miałam bezpośredni kontakt z kulturami, które były mi wcześniej dość odległe.  Miałam wielokrotnie okazję próbować przeróżne smakołyki z rozmaitych zakątków świata, a także uczestniczyć w różnych ciekawych projektach i wydarzeniach. To była taka szalona wycieczka dookoła świata, podczas której przewodnikami byli Finowie, nasi lektorzy.

Cieszę się i jestem wdzięczna, że ten kraj proponuje taką możliwość i to całkowicie bezpłatnie! Warto z tego skorzystać gdyż wiem, że w Polsce za kurs języka fińskiego trzeba dosyć sporo zapłacić, a ponadto nauczenie się go zajmie z pewnością dużo, dużo dłużej. Fiński to nie angielski. Fiński to język niszowy i według mnie, aby go poznać trzeba koniecznie chwilę pobyć w Finlandii. Zwłaszcza ze względu na "puhekieli". Oczywiście znajomość fińskiego ma nam, obcokrajowcom, ułatwić znalezienie pracy, ale kiedy już mówisz po fińsku i rozumiesz trochę bardziej tubylców, zaczynasz poznawać Finlandię troszeczkę inaczej, trochę ciekawsza staje się przygoda z tym krajem. Tak jest przynajmniej w moim przypadku.


Poniżej dwa filmy za pośrednictwem serwisu youtube z naszej  szkoły. Sporo w nich mojej grupy 😊









I jeszcze kilka fotek z moich zasobów 😜

Kolaż zdjęć z 22.12.2015 - bożonarodzeniowa impreza (juhla) w Vanajaveden Opisto

Cała moja grupa w trakcie ćwiczeń :)

polski stolik 22.12.2015


rosyjski stolik 22.12.2015


Gramy w gry 

Same fajne babeczki

Lunch w Helsinkach

Robiliśmy też świąteczne pierniczki w domu naszej lektorki

Wspólne pichcenie w domu naszej lektorki



Jedna z sal, w których mieliśmy zajęcia

Ćwiczenie, a na zdjęciu nasza grupa


I na koniec, kilka prostych zwrotów i słówek po fińsku:

koulu - szkoła
kurssi - kurs
opisto - instytut
käydä kursilla - chodzić na kurs
opiskella - uczyć się
opiskelen suomea - uczę się języka fińskiego
olen kursilla joka päivä - jestem na kursie codziennie
nautimme ajasta, jonka vietimme yhdessä - dobrze się bawiliśmy spędzając czas razem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz